Kategorie
Konrad Tchorek

Ciężkie początki i następstwa rolnictwa

Relacje naszego ciała i cywilizacji definiuje niedopasowanie. Jest to toksyczne małżeństwo majstersztyku ewolucji, którym jest nasze ciało, a niekompatybilnej z nim gospodarki rolniczej. Fizjonomia człowieka jest uzbrojona w niezliczone atuty pozwalające mu przeżyć i prosperować jako koczowniczy łowca. Cywilizacja przebiegle obraca te atuty przeciwko człowiekowi, aby podtrzymać samą siebie – istna Lady Makbet. W rzeczywistości cywilizacja nie jest taką porażką (na razie), a ja tylko hiperbolizuję po to, żeby opowiedzieć historię pierwszych rolników, którzy zapoczątkowali proces prowadzący do stanu naszej cywilizacji dzisiaj, więc tak naprawdę chodzi tu o naszą historię.

Jednak najpierw trzeba zrozumieć, kim jesteśmy z ciała. Otóż większość cech, które mamy z tytułu genów wyewoluowało dużo wcześniej, niż wyłoniło się rolnictwo. Wszyscy we wszystkich pokoleniach dziedziczą tysiące genów, które wchodzą w interakcje ze środowiskiem. Większość genów które masz w sobie, pojawiło się w przeciągu tysięcy pokoleń – więc w niewyobrażalnie długim okresie. Większość z tych pokoleń przodków żyło, polegając na koczownictwie, polowaniu, zbieractwie i łowiectwie. To oznacza, że większość genów zostało dobranych, aby radzić sobie w zbieracko-łowieckim trybie życia.

Pewnie zaczynasz zauważać to całe niedopasowanie. Nie biegamy już całymi dniami po dziczy szukając zwierzyny czy korzonków. Siedzimy w krześle przed komputerem, a później w fotelu. Warunki naszych przed-rolniczych przodków były kompletnie różne od dzisiejszych.

Fundamentalna zmiana leży w tym, jak zmieniliśmy nasz sposób pozyskiwania żywności. Przestaliśmy zbierać i łowić, a zaczęliśmy uprawiać rośliny i hodować zwierzęta. Jednak ta zmiana zaszła dużo szybciej, niż zmieniają się nasze ciała.

Widzimy więc powody chorób cywilizacyjnych. Choroby układu kostnego od siedzenia, choroby kardiologiczne od nadmiaru cukrów prostych i używek, choroby psychiczne, układu oddechowego, itd. Na początku to nasze ciała nas mogły zawieść – nie biegliśmy wystarczająco szybko, więc coś nas zjadło. Dzisiaj to tak jakbyśmy my zawodzili nasze ciało, nie współpracujemy ze swoją własną naturą.

Wszystko zaczęło się około 12 800 lat temu w Lewancie, gdy zbiory osiadło-koczowniczej Kultury Natufiańskiej gwałtownie zaczęły spadać, a kupcy przestali przychodzić – ogromne jezioro polodowcowe w Ameryce Północnej wylało się do Atlantyku, zaburzając prądy oceaniczne, przez co całe funkcjonowanie klimatu. Osady upadają – w mniej niż wiek większość powraca do koczownictwa, jednak część, która uparcie osad nie opuszcza pozostaje osiadłymi.[1]

Pojawia się pierwsza funkcjonująca gospodarka rolnicza, utrzymująca społeczeństwa liczące około 500 ludzi (ogromne w porównaniu z koczownikami). Ewidentnie ci, którzy pozostali rolnikami, zmuszeni byli eksperymentować z uprawą roślin. Pojawiają się udomowione psy. W ciągu tysiąca lat udomowiono pierwsze zwierzęta. Rozwinęło się garncarstwo – wielki krok dla rolnictwa.

Dieta rolnicza przyniosła ze sobą szereg niedopasowań. Pojawił się głód utajony, czyli głód, który polega na braku podstawowych wartości żywieniowych w jedzeniu, bardziej niż na braku żywności samej w sobie. Zamiast dywersyfikować dietę, łatwiej było skupić się na paru poznanych roślinach niż eksperymentować i igrać z głodem. Tak zresztą wciąż jest – prawdopodobnie 50% przyswajanych kalorii pozyskujesz dzisiaj z ziemniaków, pszenicy, ryżu i kukurydzy. Te parę roślin, które wtedy uprawiano, zaspokajały wąski przedział potrzeb żywieniowych człowieka, przez co rolnicy, w przeciwieństwie do koczowników, byli podatni na takie choroby jak: szkorbut (z braku witaminy C), pelagra (z niedostatku witaminy B3), beri-beri (z braku witaminy B1), choroby tarczycy (brak jodu) i anemia (z braku żelaza)[2]. Do tego dochodziły ogromne fluktuacje w ilości żywności wedle sezonu. Rolnicy w porze sadzenia tracili na wadze po 4-5 kilo, a mają szanse je odzyskać w porze zbiorów[3]. I tak co roku, chyba, że uderzy susza, powódź, zaraza czy wojna. Kilka lat braków wyczerpuje zapasy i oto katastrofa np. wielki głód w Irlandii. Koczownicy zaradzali temu przenosząc się. albo dostosowując swoje diety, czego rolnicy nie mogli zrobić, gdyż byli uzależnieni od swoich upraw.

Oparcie diety na produktach bogatych głównie w skrobię, spowodowało wzrost przypadków próchnicy do 12% w stosunku do szczęk badanych w czasach początków rolnictwa[4]. To nie bagatela – brak antybiotyków i nowoczesnej higieny powodował nie tylko koszmarny ból, ale też ryzyko infekcji, która zaczyna się w szczęce i obejmuje całą głowę. To wskazuje na radykalne obniżenie bogactwa w substancje żywieniowe diet. Przechowywane nasiona były idealnym środowiskiem dla rozwoju grzybów produkujących alfatoksyny, które powodują choroby neurologiczne i choroby wątroby. Jest też element chorób wynikających z życia w dużych gęstościach zaludnienia, w sąsiedztwie z naszymi odpadami i zwierzętami gospodarskimi.

Samej żywności było jednak więcej – wydawałoby się, że to dobra rzecz, jednak to też niosło ze sobą problem. Nadwyżka żywności prowadziła do rozrostu rodzin, co dawało więcej rąk do pracy, co dawało kolejne nadwyżki… błędne koło. Rolnicy wymienili jakość na ilość.

Rewolucja agrarna doprowadziła do tego wszystkiego, jednak kolejne rewolucje cywilizacyjne pozwoliły na ograniczenie niektórych z niedogodności, ujawniając jednak następne. I to nie jest też tak, że od tamtego czasy zawsze pięliśmy się do góry, w stronę dobrobytu. 3200 lat temu cywilizacja epoki brązu prawie kompletnie upadła, niszcząc imperia starożytnego Egiptu, Babilonu, Hatydów i Mykenów. A przecież COVID-19 też stanowi następstwo procesu zapoczątkowanego rolnictwem, tak samo zmiany klimatyczne.

To, co opisałem w artykule, jest drugą stroną medalu cywilizacji, gdzie awersem jest wspaniałość i majestat dorobku kulturowego, który został nagromadzony dzięki pojawieniu się nadwyżek żywnościowych, które pozwoliły ludziom zająć się filozofią, nauką, sztuką i ogólnym postępem. Cierpienia, które opisałem, pchały nas do cudownych osiągnięć, z których każdy człowiek może być dumny, bez względu na to, do jakiej kultury należy.

Tak więc nasuwa się trudne pytanie: czy rolnictwo było warte swojej ceny? Koczownikom żyło się lepiej niż większości ludzi przez następne 12 000 lat – okres czasu, który ciężko sobie wyobrazić. Można mówić, że tak, bo pozwoliło to na rozwój wspaniałego dorobku kulturowego… ale czy cel uświęca środki? Może pytanie w ogóle nie na miejscu, bo w końcu:

Biada temu, kto spiera się ze swoim twórcą, dzbanowi spomiędzy dzbanów glinianych! Czyż powie glina temu, co ją kształtuje: «Co robisz?» albowiem jego dzieło powie mu: «Niezdara!»

Biblia, Księga Izajasza 45,9

Nie sugeruję tutaj, że należy powrócić życia przedneolitycznego. Oferuję jedynie refleksję nad naszą cywilizacją i jej genezą oraz dostrzegam fundamentalną potrzebę zmian na rzecz walki z negatywnymi następstwami czegoś, co trwa już od tak dawna.

Przytoczono:

Główne źródło wiedzy i inspiracji: “The Story Of The Human Body” Daniel E. Lieberman, 2013

1 Goring-Morris, A. N. 1991. The Harifian of the southern Levant. In O. Bar-Yosef & F. R. Valla (eds.), The Natufian Culture in the Levant. Pp. 173-216.International Monographs in Prehistory, Ann Arbor.

2 Milton K. Nutritional characteristics of wild primate foods: do the diets of our closest living relatives have lessons for us? Nutrition. 1999 Jun;15(6):488-98.

3 Prentice AM, Whitehead RG, Roberts SB, Paul AA. Long-term energy balance in child-bearing Gambian women. Am J Clin Nutr. 1981

4 Hillson, S. (2008). The current state of dental decay. In J. Irish & G. Nelson (Eds.), Technique and Application in Dental Anthropology (Cambridge Studies in Biological and Evolutionary Anthropology, pp. 111-135). Cambridge: Cambridge University Press

Reklama
Kategorie
Konrad Tchorek

Problematyczność dorastania mężczyzny we współczesnym środowisku

Była późna noc, gdy grupa zamaskowanych postaci, przypominających demony, porwała jednego z młodych mężczyzn zamieszkujących osadę. Wszyscy biorący udział w uprowadzeniu wiedzieli, że ten młody człowiek przez długi czas nie zobaczy znów swojego domu ani matki.

Rozpoczął się rytuał inicjacji w dorosłość, z chłopca znajdującego się pod pieczą matki, w mężczyznę, który musi odnaleźć się w dorosłej rzeczywistości i sprostać jej wyzwaniom. Mógł on polegać nawet na wrzuceniu inicjowanego do jaskini, bądź zakopaniu żywcem, symulując śmierć lub na pozostawieniu go sobie samemu w lesie na jakiś czas, gdzie inicjowany musiał sam zaspokoić swoje potrzeby fizjologiczne. Po powrocie do społeczności, taki osobnik był już traktowany jako dorosły, z obowiązkami i oczekiwaniami na miarę dorosłości.

Rytuał inicjacji był kluczowym elementem w prawie każdym społeczeństwie. Wygląda na to, że nasi przodkowie rozumieli problematyczność męskości, a szczególnie jej poprawnego rozwoju. Tego typu obrządki, miały za zadanie w odpowiednim momencie psychicznie uniezależnić przyszłego mężczyznę od emocjonalnego wsparcia, płynącego z rodzinnego domu oraz w szczególności matki.

Albrecht Dürer – Bildnis eines jungen Mannes

Dzisiaj zwraca na siebie uwagę brak jakiegokolwiek tak znaczącego wydarzenia w życiu młodych ludzi, obu płci. Oczywiście, można mówić o maturze, jednak ma się to nijak do problemów, z którymi zetknie się młody człowiek w dorosłym życiu, np. na rynku pracy czy w życiu emocjonalnym. “Jedną z cech charakterystycznych świata współczesnego jest zanik jakiejkolwiek znaczącej inicjacji” przekazuje filozof kultury Mircea Eliade. Marie-Louise von Franz, szwajcarska psychoanalityczka, widziała w tym tak duży problem, że w 1959 udzieliła wielu wykładów na ten temat i wydała je później pod tytułem “Psychology of the Puer Eternous” (łać. Puer Eternous- wieczne dziecko). Dzieło porusza temat osobnika, który, jak Piotruś Pan, nigdy nie dorasta.

Von Franz opisała ten przypadek jako kogoś, kto

“…za długo pozostaje w psychologii dorastania; to jest w cechach normalnych dla osoby w wieku siedemnastego, osiemnastego roku życia, połączone ze zbyt wielką podległością matce.”

Tradycyjnie obowiązek wprowadzenia mężczyzny w dorosłość leży po stronie biologicznego ojca, obok społecznych przywódców, takich jak np. kapłan, nauczyciel, wódz. W dzieciństwie jego główną rolą bywa ochrona i stworzenie środowiska, w którym dziecko może poznawać świat. W odpowiednim momencie ojciec ma za zadanie przekonać potomka, że należy zerwać z komfortem dotychczasowego życia, że jest gdzieś, gdzie warto iść i istnieje cel, który trzeba sobie znaleźć. To wymaga pozytywnych relacji z ojcem.

W przypadku gdy ojciec jest nieobecny w życiu rodziny, młody mężczyzna wpada w coś, co Carl Gustav Jung nazywa kompleksem matki. W sytuacji nieobecności ojca, matka staje się autorytatywna, stara się kontrolować syna. Emocjonalny niedosyt, wywołany brakiem partnera jest często przez matkę przekierowany na potomka.

Jest to przypadek opisywany w jungowskiej psychologii jako archetyp pożerającej matki. Wprowadza to inne pojęcie Junga: duch regresu.

“Duch regresu zagraża nam niewolą wprowadzoną przez matkę, zagraża nam rozkładem i wymarciem w części naszej psychiki, która jest od ego niezależna”

pisze Jung.

Współcześnie manifestuje się to dziećmi spędzającymi całe dnie przed ekranami, kultywując nierealne relacje w grach komputerowych i mediach społecznościowych, zamiast budować fundamenty realnych umiejętności potrzebnych w przyszłości. Po takim dzieciństwie, osoba często ma problemy z zawieraniem znajomości, ich odwaga i chęć do podejmowania niebezpieczeństw jest ograniczona ze względu, na nastawienie na bezpieczeństwo, którego nauczyli się w dzieciństwie. Dorosłość jest w takiej sytuacji niemożliwa.

Z biegiem lat pogłębia się psychiczne uzależnienie od komfortu fantazji gier wideo, komiksów, domu. Carl Gustav Jung określił to jako

„częściowo nieświadoma konspiracja matki i dziecka w zdradzie życia.”

To wszystko często ma swoją kulminację w wielkiej frustracji, hodowanej wewnątrz takiego młodego człowieka.

“Doświadczenia dzieciństwa są zinternalizowane jako kompleks; emocjonalna wiązka energii poza kontrolą ego”

pisze James Hollis.

Osoby zakopane w fantazji internetu i gier wideo, uzależnione od nich, w wyniku kompleksu matki można zaobserwować w całej sieci, na stronach typu 4Chan, Twitter, Reddit i innych mediach społecznościowych. Czasem widać wylewającą się frustrację, czasem zwykłe interakcje w tym fantastycznym, nierealnym środowisku. To środowisko jawi się bardziej atrakcyjnym dla kogoś, niegotowego na realne doświadczenia i realne wyzwania.

Jedną z rzeczy, które frustracja karmi, jest populizm, który potrafi obrócić uczucia słabości w strach i nienawiść. Kampania Donalda Trumpa aktywnie żerowała na tego rodzaju wsparciu. Takie ruchy, jak QAnon i MAGA nieprzypadkowo prężnie się rozwijały w mediach społecznościowych, w których młodzi mężczyźni z kompleksem naszkicowanym w tym artykule się gnieżdżą.

Dzisiaj świat dominuje pewnie inna psychoza niż ta, która dała dojść do głosu totalitarnym reżimom XX wieku. Jednak nam współczesna psychoza też ma w sobie potencjał do zbudowania frustracji. Równie dobrze może zostać wykorzystana. Częściowo już została – w 2016 r. w Stanach Zjednoczonych, podczas wyborów prezydenckich , w których zwyciężył Donald Trump. Istnieje istotne połączenie między niedociągnięciami dorastania we współczesności, a wieloma problemami, którym ludzkość teraz musi sprostać.